Większość rodziców nie specjalizuje się w tym, jak uczyć. Nie ma też przygotowania, by odpowiednio motywować dziecko. Zdarza się, że o motywacji nie mają czasu myśleć sami nauczyciele, przytłoczeni liczbą uczniów i ogromem podstawy programowej. A jednak sposób, w jaki kierujemy zaangażowaniem dziecka, ma ogromne znaczenie. Zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z dyslektykiem.
• KOREKCJA DYSLEKSJI WYMAGA WIEDZY
Jeśli nie mamy przygotowania do tego, jak pracować z dysleksją, to sami potrzebujemy wsparcia. Warto poszukać kogoś, kto się tym zajmuje i podczas indywidualnych treningów pokaże nam, jak pomagać. Nauka czytania i pisania dla dyslektyka jest inna niż ta tradycyjna. Różnice są znaczne.
• MOTYWUJEMY W SPOSÓB DYNAMICZNY
Pomoc rodzicielska powinna być zmienna: od dużej do coraz mniejszej. Nie możemy z dzieckiem siedzieć nieustannie przy lekcjach, bo po pierwsze z biegiem lat nie damy rady, a po drugie niczego dobrego w ten sposób nie nauczymy. Wyuczona bezradność to cecha, której nie chcemy u naszych pociech, a którą czasami hodujemy.
• KOMUNIKACJA Z DZIECKIEM DYSLEKTYCZNYM
Warto się zastanowić, czy nasze komunikaty są wspierające. Nakazy, zakazy, oceny i pouczenia nie działają. To znaczy działają, ale w sposób odwrotny niż byśmy chcieli, czyli motywacja do pracy u dziecka spada. Ważne, byśmy słowa dobierali świadomie.
Wielu rodziców mówi: no dobrze, ale co mam zrobić, jeśli moje dziecko po prostu nie czyta?
Korekcja dysleksji wymaga wiedzy
To nie jest prawda, że dyslektyk nie nauczy się czytać płynnie, sprawnie i z przyjemnością. Z pewnością jednak nie osiągnie tego w sposób, proponowany przez szkołę. System musi sobie poradzić z faktem, że w klasie jest wielu uczniów.
Dyslektyk wymaga indywidualnego podejścia, które skupia się na przyczynie samej dysleksji, a nie tylko na treningu czytania. Przyczyną dysleksji jest rozproszenie, zamęt w głowie, spowodowany znakami umownymi. „Wałkowanie” czytanki po raz piąty lub dziesiąty sprawi tylko, że dyslektyk nauczy się jej na pamięć. A przecież nie o to nam chodzi. Dlatego, kiedy przystępujemy do korekcji dysleksji, musimy sprawdzić, które znaki umowne są źródłem rozproszenia. Czy jest to „b”, „d”, „p”? A może „ę” i „ą”? Czasami bywa, że kłopot stanowią „m” i „w”. Zmiękczenia i dwuznaki także bywają prawdziwym wyzwaniem…
Tylko że opanowanie tych znaków musi odbywać się metodą, która uwzględni sposób, w jaki dyslektyk się uczy. Dyslektyk nie uczy się gorzej, tylko inaczej. Musi mieć czas i przestrzeń na zapoznanie się z nowym znakiem. Najważniejsze, by sam go opracował, zaprzyjaźnił się z nim, ocenił, czym różni się od znaków wyglądających podobnie. Pracując metodą Rona Davisa, do tego celu używamy jednokolorowej plasteliny. Wyklejamy litery. Wyklejamy cały alfabet, potem słowa, tworzymy modele pojęć w postaci plastelinowych rzeźb. Daleko nam do „szkolnego” podejścia, działamy wizualnie. Ale też prawda jest taka, że możemy sobie na to pozwolić, bo zajęcia są indywidualne. Pracujemy z dzieckiem i rodzicem. Po to, by rodzic mógł tę pracę później kontynuować w domu.
Motywujemy dziecko w sposób dynamiczny
Jeśli pozostawimy dziecko bez pomocy, nie nauczy się uczyć. Z dysleksją nikt samodzielnie także sobie nie poradzi ot tak po prostu.
Naszym celem jest, by popracować nad prawidłowym czytaniem, najpierw technicznym, a potem ze zrozumieniem (tu pomaga metoda Davisa, która w krótkim czasie daje widoczny progres). Następnie ważne jest, by dziecko nauczyło się wyciągać z tekstu to, co istotne.
Oddajemy dziecku odpowiedzialność stopniowo – chodzi o to, żeby było odpowiedzialne za zakres prac, które naprawdę jest w stanie wykonać samodzielnie. Jeśli tu przyśpieszymy lub nie odpuścimy w odpowiednim momencie, dziecko nie przejmie odpowiedzialności za efekty swojej nauki.
Podręczniki, po których nie wolno pisać nie pomagają, ponieważ dziecko nie może podkreślać tych rzeczy, które uważa za ważne. Dlatego bardzo często przy kluczowych przedmiotach namawiam rodziców, by po prostu kupili dziecku książki do samodzielnej nauki. Podkreślanie, zakreślanie kolorowymi pisakami i piktogramy (czyli symboliczne obrazki, zapadające w pamięć) to podstawa procesu uczenia się.
Jak czytamy w książce Radka Kotarskiego „Włam się do mózgu” materiał bez osobistego opracowania nie wchodzi do głowy i już. Musi zostać „przerobiony”. To znaczy, że powinniśmy sami uznać, co jest ważne, jak jest kolejność czy struktura danego materiału. Szkoła niestety bardzo rzadko uczy, jak się uczyć. Od dziecka oczekuje się, że samo na to wpadnie. Ale czy tak się stanie? Zwłaszcza gdy rozmawiamy o osobach z dysleksją?
W sytuacji idealnej rodzic na początku uczestniczy w tym procesie w pełnym wymiarze, a potem stopniowo oddaje odpowiedzialność. Dziecko samo zakreśla i rysuje, ale rodzic sprawdza, czy wszystko zostało uwzględnione. Potem już do tego nie zagląda, ale odpytuje. Na koniec już nie musi tego robić.
Komunikacja z dzieckiem dyslektycznym (i nie tylko)
Jeśli już rozumiemy, że dziecko nie może w pełni być odpowiedzialne za swój proces uczenia, przynajmniej nie od razu, to będziemy też inaczej do niego mówić. Dziecko czegoś nie robi, bo to jest dla niego za trudne, zbyt męczące albo po prostu w ogóle nie wie, jak się do tego zabrać. Gdybyśmy my byli w takiej sytuacji, nie chcielibyśmy słyszeć zwrotów takich jak nakazy, zakazy, oceny i pouczenia. Tego typu sformułowania zdecydowanie osłabiają motywację, odbierają poczucie sprawczości i podcinają skrzydła. To w takim razie czego nie mówić i jak powiedzieć to inaczej? Pewne komunikaty przecież musimy przekazać, chodzi więc o sposób, w jaki to robimy.
Przykładowe zwroty kierowane do dziecka
Temat jest wielki jak rzeka, ale poniżej prezentuję przykładowe zwroty, które rodzice czasem kierują do dziecka. Robią to w dobrej wierze. Myślą, że w ten sposób zmotywują młodego człowieka do działania… Skutek jest jednak raczej odwrotny. Dlatego obok podaję wyjaśnienie, jak taki zwrot działa i jak można by to powiedzieć inaczej.
Przykład 1
Zwrot
Musisz to zrobić…
Powinieneś pamiętać, że…
Jak to działa?
Każdy przymus sprawia, że dana rzecz staje się niemiłym obowiązkiem. Pod przymusem nikt nie chce pracować. Motywacja spada do zera. W dodatku dziecko uważa, że to na mówiącym w ten sposób rodzicu ciąży odpowiedzialność. Inaczej przecież by aż tak nie naciskał. Tym bardziej zasadne – w przekonaniu dziecka – wydaje się, by nie robić tego, o czym mowa i pozostawić odpowiedzialność po stronie naciskającego rodzica.
Co w zamian?
Zamiast nakazów dobrze działają pytania. Na przykład: Pamiętasz, co tam miałeś/aś do zrobienia? Mam ci jakoś pomóc? Chcesz, żebym ci pomógł w planowaniu, ile tego jest i kiedy to zrobić? Potrzebujesz przypominania, czy chcesz już sam pamiętać?
Jeśli dziecko zapewnia, że da radę, a potem to nie wychodzi, to dalej rozmawiamy:
Ok, coś tam nie zadziałało, to zastanówmy się, co poszło nie tak? Kiedy był ten moment, że przegapiłeś/aś termin? I co można zrobić następnym razem inaczej?
Przykład 2
Zwrot
Weź się w końcu do roboty
Jak to działa?
Podobnie jak powyżej, z tą różnicą, że tutaj uznajemy nasze dziecko za lenia. Sformułowanie „w końcu” oznacza, że naszym zdaniem dziecko wciąż nic nie robi. Nadawanie etykiety dziecku „jesteś leniem” to najgorsze, co możemy zrobić. Dlaczego? Bo dziecko w końcu nam uwierzy…
Co w zamian?
Stwierdzamy fakty, z którymi trudno dyskutować: Umawialiśmy się, że posprzątasz pokój i to było wczoraj. Nie widziałam, żebyś to robił wczoraj, dzisiaj też nie… Czy możemy się umówić, że do 17.00 posprzątasz?
Przykład 3
Zwrot
Jeśli tego nie zrobisz, będzie kara
Jak to działa?
Może już słyszeliśmy, że system kar i nagród nie jest dobry? Chodzi o to, że zamiast nich dziecko ma dostrzegać naturalne konsekwencje. Jeśli pojawia się kara i nagroda, dziecko nie wie, że uczy się dla siebie. Myśli, że nauka to jakiś społeczny konstrukt, na którym zależy tylko rodzicom z zupełnie niezrozumiałych i zagadkowych przyczyn.
Co w zamian?
Na początek potrzebna jest rozmowa, po co nam czytanie, pisanie, liczenie itp. Że warto. Że dzięki temu możemy na przykład wyszukać sobie miejsce na wakcje w Internecie. Albo wiedzieć, ile zapłacimy za cztery bilety. Czyli że uczymy się dla siebie. Potem dopiero możemy już komunikować się bez kar i nagród: zwrócić uwagę, że odrabianie lekcji trwało z przerwami tak długo, że teraz nie ma już czasu na obejrzenie serialu. Albo odwrotnie: poszło szybko i sprawnie, więc teraz mamy czas na wspólną zabawę.
Przykład 4
Zwrot
Zapomnij o komputerze!
Jak to działa?
Tu mamy karę i do tego restrykcyjnie przekazaną. Efekt jest taki, że po pierwsze dziecko z karą się nie zgadza (bo brak wykonanego zadania wcale nie łączy się z komputerem — w jego opinii), a po drugie rodzic uważa, że może w każdej sekundzie decydować o jego życiu. Nic dziwnego, że dziecko czuje się całkowicie pozbawione kontroli nad swoim losem. To niestety prowadzi do tego, że dziecko zamiast postawy proaktywnej (mam wpływ), wykształca postawę reaktywną (nie mam wpływu na to, co się ze mną dzieje, świat decyduje o tym, czy jestem szczęśliwy/a czy nie)
Co w zamian?
Co robić? Pewnie już wiemy, że nie będzie dobrego komunikatu w tym przypadku bez wcześniejszego określenia granic. Znaczy to, że ZANIM dziecko nie zrobiło tego, co do niego należy, powinno poznać granice, zrozumieć, z czego wynikają, a także zgodzić się na nie. Wtedy rozmowa będzie dotyczyła przypominania ustaleń: – Pamiętasz, na co się umówiliśmy? Jak to było…? Najlepiej, żeby dziecko samo przypomniało ustalenia, wtedy przyjdzie nam tylko pokiwać głową. Jeśli jednak tak się nie stanie, to wtedy już warto nauczyć się dalszych technik asertywnych.
Przykład 5
Zwrot
Jesteś nieodpowiedzialny!
Jak to działa?
Tu mamy do czynienia z grubym kalibrem, czyli komunikatem „TY”. Działa jak etykieta na słoik: „Dżem truskawkowy”. Skoro jestem dżemem truskawkowym, to nie mam szans, by nagle stać się dżemem jagodowym czy jakimś innym, prawda? Rodzic mnie już zaszufladkował, teraz pozostaje mi tylko uwierzyć w to, że jestem do kitu i nigdy już się nie zmienię.
Co w zamian?
Zapomnijmy o sformułowaniu „jesteś taki owaki” na zawsze. Nie oceniamy osoby, możemy oceniać zachowania. Dzieje się tak dlatego, że zachowania da się zmienić. Ale jako osoba nie stanę się kimś innym. Mówimy więc: – Hmmm… Czy uważasz, że to było odpowiedzialne zachowanie?
– Jak CHCIAŁBYŚ się zachować w takiej sytuacji następnym razem?
Przykład 6
Zwrot
Nigdy nie wiesz, co się do ciebie mówi!
Jak to działa?
Kwantyfikatory ogólne! Słowa „zawsze”, „nigdy”, „wszyscy”, „każdy”, „nic” itp… Sami tego nie lubimy, więc pewnie łatwo sobie wyobrazić, jak reagują na to nasze dzieci. Po prostu postarajmy się je wyrzucić z powszechnego użycia, bo choć wyglądają niewinnie, mogą bardzo podciąć skrzydła.
Co w zamian?
– Ok, zapomniałeś/aś, co było zadane… Co mógłbyś/mogłabyś zrobić, żeby następnym razem już sobie zapisać albo zapmiętać?
– Nie wiesz… To może spróbujemy metody X i zobaczymy, czy zadziała?
Przykład 7
Zwrot
Iksiński jest bardziej ogarnięty niż ty!
Jak to działa?
Boli, prawda? Porównywanie i ocenianie… Czasem podane prosto z mostu, czasem owinięte w ładne opakowanie (A jak tam poszło Asi? Hmmm… no tak…). Sprawia jednak, ze dziecko traci poczucie własnej wartości.
Wspomniane sformułowanie zawiera komunikat TY z etykietką (już wiemy, że chcemy go unikać), a ponadto pokazuje, że inni są lepsi. Dziecko odbiera to w ten sposób, że są lepsi we wszystkim, a nie tylko w „ogarnianiu” i nasza intencja niestety nie będzie odczytana prawidlowo.
Co w zamian?
Co w zamian? Po prostu nie porównujemy. Zawsze powtarzam dzieciom, że nasze umiejętności moglibyśmy narysować w formie wykresu – takich słupków. Tych słupków jest bardzo dużo, a każdy z nich ma inną wysokość. Jeden odpowiada za czytanie, inny za budowanie z klocków lego, jeszcze inny za pływanie, grę w Minecrafta, ortografię itp. Każdy z nas ma te słuplki większe i mniejsze. I tyle. W dodatku, co ciekawe, możemy te słupki rozwijać.
Te przykłady pokazałam po to, by zwrócić uwagę na problem, choć oczywiście temat jest naprawdę obszerny. Ważne jednak, by pamiętać, czego sami nie lubimy w komunikacji. Wtedy łatwiej będzie nam unikać krzywdzących zwrotów. Jak widać w powyższych przykładach, często pomocne jest zadawanie pytań, zamiast wygłaszania sądów. To taki coachingowy sposób wychowania, który może zmienić dużo.
Jeśli są Państwo zainteresowani korekcją dysleksji, dysgrafii, dysortografii lub coachingiem rodzicielskim, zapraszam do kontaktu. Coachem ICC jestem od roku 2009, natomiast z dysleksją metodą Rona Davisa pracuję od roku 2017. Trafiają do mnie dzieci, ale także dorośli, którzy na swojej drodze nie mieli szans spotkać się ze sposobem pracy skutecznie radzącym sobie z ich dysleksją. To pokazuje, że jeśli nic nie zrobimy, problem zostanie – bardziej lub mniej widoczny, ale jednak obecny.
ANITA CHMARA
Jeśli interesuje Cię metoda Davisa, zapraszam do kontaktu:
ANITA CHMARA
Trener metody Davisa
mocdysleksji.pl
Masz pytania, zadzwoń: 607 639 262
https://www.znanylekarz.pl/anita-chmara/psychoterapeuta/bydgoszcz