Dyslektyk – kim jest?
Jeśli jesteśmy dyslektykami lub mamy dyslektyka w rodzinie, dobrze wiemy, jak wygląda proces nauki. Nie jest łatwo. Ludzie zwykle nie lubią robić rzeczy, które przychodzą im z trudem. Dlatego początkowy etap zachwytu szkołą u każdego dyslektyka przeradza się w jawną niechęć, a zadania domowe stają się torturą. Pierwsze próby naprawy sytuacji podejmowane są z dużą energią i wiarą w siebie. Z czasem ta wiara spada, a energii nie ma tam wcale. Pojawia się natychmiast po tym, kiedy nie trzeba już patrzeć na znienawidzony przedmiot i można ją spożytkować na grę w piłkę lub zabawę z ukochanym zwierzęciem domowym.
Pewnie wielu z nas zastanawia się, co napędza ten mechanizm , który z jednej strony decyduje o niezwykłych talentach dyslektyków, a z drugiej przyczynia się do problemów szkolnych? Chyba nie ma lepszej osoby do wyjaśnienia tego procesu niż sam Ron Davis. Sięgniemy więc po książkę „Dar uczenia się”, kolejną pozycję, wydaną po „Darze dysleksji”.
Myślenie werbalne i niewerbalne
Davis przypomina, że ludzie zwykle używają dwóch sposobów, by coś przeanalizować: myślenia werbalnego i niewerbalnego. Werbalne posługuje się dźwiękami, które tworzą symbole i słowa. Z kolei myślenie niewerbalne oznacza, że dany człowiek używa głównie obrazów.
„Większość osób dorosłych stosuje do pewnego stopnia oba sposoby myślenia: nauczyły się one kojarzyć dźwięk słowa lub jego zapis z obrazem w umyśle. Lecz metoda myślenia werbalnego jest umiejętnością wyuczoną, która nie może się rozwinąć, dopóki dziecko nie opanuje języka, niektóre zaś dzieci uczą się go później niż inne. U ludzi urodzonych z ‘darem dysleksji’ rozwój myślenia werbalnego opóźnia się do, co najmniej, dziewiątego roku życia. Oczywiste więc jest, że metoda myślenia obrazami jest bardziej podstawową cechą ludzkiej natury; wszystkie ludzkie istoty posługują się nią od urodzenia”.
Myślenie obrazami u dyslektyka
Możemy uznać, że myślenie obrazami to przecież wyobraźnia w czystej postaci, a ta powinna być doskonała, bo nie posiada granic. Niemniej nawet wyobraźnia ma swoje ograniczenia. Otóż jest procesem, który bardzo często przebiega nieświadomie.
„Zachodzi szybciej niż możemy zdać sobie z tego sprawę (…) Potrafimy spowolnić ten proces, by rozróżnić poszczególne obrazy lub nawet zatrzymać w bezruchu jeden z nich. Jednak przy normalnej prędkości nic nie widzimy. Wnioski i rozwiązania wydają się pojawiać się intuicyjnie.
Dlatego często osoby myślące głównie obrazami nie są świadome tego, co myślą. A dyslektycy – w przeważającej części – myślą chętniej właśnie obrazami niż słowami, zdaniami czy wewnętrznym dialogiem.
Myślący obrazami korzystają zazwyczaj z logiki i ogólnego zrozumienia natury oraz spoglądają na świat z szerokiej perspektywy. Na ogół bardzo dobrze radzą sobie ze strategiami, kreatywnymi przedsięwzięciami, czynnościami praktycznymi i z dostrzeganiem rozwiązań realnych, obiektywnych problemów. Jednak kiedy próbują stosować sekwencyjne, linearne rozumowanie ‘krok po kroku’, wykazują znacznie mniejszą sprawność. Gdy patrzymy na obraz psa, nie przesuwamy się naszym umysłem od ogona, przez tylne nogi, w stronę głowy, przez uszy aż do czubka nosa, by określić, że jest to pies. Widzimy wszystkie części ciała naraz i stwierdzamy ‘pies’. Gdyby większość twojego myślenia odbywała się poprzez obrazy, byłbyś przyzwyczajony do rozumienia rzeczy na zasadzie spoglądania całościowego na obiekt lub sytuację, zamiast analizowania poszczególnych elementów danych zmysłowych”.
Osoby myślące obrazami zazwyczaj dobrze radzą sobie z rzeczywistością, ale jeśli czują się zagubione lub zaintrygowane, wchodzą w stan dezorientacji, wprawiają swoją wyobraźnię w ruch i… czekają na efekt. Zwykle rozwiązanie przychodzi „samo”.
Kreatywne myślenie dyslektyka
I tu zaczyna się przygoda, ponieważ z jednej strony dyslektyk, postępując w ten sposób, otwiera się na nieskończone możliwości, jakie daje kreatywne myślenie, ograniczenia nie istnieją, a ich pomysły mogą zadziwić cały świat. Z drugiej strony czytanie, pisanie i liczenie wymaga „bycia tu i teraz”, a nie podążania w nieznane rejony. Ponieważ działalność wyobraźni odbywa się nieświadomie, dyslektyk nie jest w stanie określić, gdzie leży przyczyna problemu. Dlatego tak ważne jest, by podejść do tego procesu w sposób trochę przypominający badanie nowych kontynentów: powoli, krok po krok, ostrożnie. Dyslektyk uczy się, jak zauważyć, że wyobraźnia pracuje niezależnie, jak ją uspokoić, przejąć kontrolę; jak – na czas czytania, liczenia lub pisania – ustawić ją tam, gdzie powinna być. Tylko na ten czas. Potem może już pracować po swojemu.
Ron Davis w książce „Dar dysleksji” opisuje, co czuje dyslektyk podczas czytania. Wyobraźnia wprawiona w ruch zaczyna obracać litery i słowa. Proces ten może być mniej lub bardziej intensywny. W skrajnym przypadku czytający czuje się jak na karuzeli. Stąd często u dyslektyków czytanie skutkuje bólem lub zawrotami głowy. Ron zrobił raz eksperyment. Ustawił tekst na wielkiej planszy umieszczonej na osi tak, by wirował. Pokazał to dziecku dyslektycznemu, które krzyknęło: „Właśnie tak się czuję, kiedy próbuję czytać!”. Następnie posadził na krześle jego rodzica i ponownie uruchomił planszę. Kiedy jesteśmy w stanie odczuć daną trudność tak, jak odczuwa ją dziecko, zaczynamy bardziej rozumieć, że nie chodzi o zwykły brak motywacji czy lenistwo. Doznania związane z nauką są czysto fizyczne. Rodzic postawiony przed ruchomą planszą stwierdził, ze sam długo by tak nie wytrzymał.
Dyslektyk potrzebuje więc innego sposobu, by poradzić sobie z problemem. Dopóki litery „skaczą” lub „wirują” nie może spokojnie czytać tekstu. Gdy spojrzymy przestrzennie na litery „b”, „d”, „p”, q”, widzimy, że w gruncie rzeczy wyglądają tak samo. Podczas czytania dyslektyk obraca je, przestawia na różne strony, wykonując gigantyczną pracę! Ta praca jednak nie ułatwia czytania… A ile mamy możliwości, kiedy widzimy zwykłe słowo „pod”? Zdecydowanie naszym celem jest uspokoić biegającą wyobraźnię.
Dodatkowo najczęściej wirują słowa, które po prawidłowym przeczytaniu nie mają obrazu w rzeczywistości. Po prostu nie da się ich zobaczyć w przyrodzie. Są to krótkie wyrazy takie „skoro”, „nawet”, „który”, „ale” itp. Tych słów nie widać, więc dyslektyk czuje, że powinien rozwiązać problem na swój sposób i zaczyna… uciekać wyobraźnią w swoje rejony. Czytanie gubi sens, zaczyna się zacinanie, czytanie od środka lub całkowite pomijanie danego wyrazu. Wyrazy takie nazywamy słowami-pułapkami i z nimi pracujemy w sposób bardzo intensywny. Szukamy słownikowej definicji danego wyrazu, dyslektyk sam wymyśla sytuację, która tę definicję obrazuje, a następnie wykleja ją z plasteliny tak, by już zawsze dane słowo miało swoje odbicie w rzeczywistości.
Problemy z liczeniem
Liczenie z kolei bywa problematyczne, ponieważ osoby z dyskalkulią nie są w stanie przenieść działań matematycznych na cyfry oraz znaki typu „plus”, „minus” itp. Jeśli pokażemy dane działanie na realnych obiektach sprawa staje prostsza (w naszym przypadku są to plastelinowe kulki, jednak zwykle rodzice w domach stosują jabłka, śliwki, cebulę, pomarańcze, cukierki, a nawet kawałki pizzy dla wyjaśnienia ułamków; plastelina jest o tyle lepsza, że nie odciąga uwagi ucznia tak jak może to zrobić cukierek). Dlatego z jednej strony pracujemy nad tym, by objaśnić obrazowo na czym dane działanie polega, z drugiej zaś nad tym, by „oswoić” trudne symbole, wywołujące dezorientację. Kłopot bowiem jest taki, że w szkole nikt nie akceptuje obliczeń na jabłkach lub pizzy.
Czasami jest też tak, że dyslektyk jest w stanie podać natychmiastowy wynik, ale nie potrafi go rozpisać na działania. Bierze się to stąd, że jego wyobraźnia „zobaczyła” całe działanie na przykładowych jabłkach i podała rozwiązanie. Ale jak do niego doszło? Dyslektyk już nie pamięta. On to zobaczył i po prostu wie. W szkole skutkuje to informacją, że „uczeń ściągał”. Naszym celem jest, jakkolwiek dziwnie to brzmi, spowolnienie procesu liczenia, rozłożenia go na czynniki pierwsze i sprawdzenie, czy zgadza się to z tym, co dyslektyk zobaczył na początku.
Jeśli kłopotem jest dysgrafia, przyczyny mogą być rozmaite. Albo dyslektyk ma ADD lub ADHD i jego tempo wewnętrzne jest tak szybkie, że nie może się skupić na powolnym pisaniu, albo coś wywołuje dezorientację (litery, linie w zeszycie, kratki, jakiś ruch – np. łuk, kółko itp.), albo nie było dobrej instrukcji w klasach początkowych lub podczas przejścia z linii potrójnych do pojedynczych (klasa czwarta), albo źle trzyma długopis i nawyk ten już się utrwalił. Wbrew pozorom najtrudniej pracuje się ze złym uchwytem, ponieważ brakuje zestawu mięśni, które potrzebne są do precyzyjnego uchwytu pensetowego. W takim przypadku oprócz metody Rona Davisa, potrzebna jest dodatkowa praca nad wyrobieniem mięśni. I wówczas nie trwa to tak krótko, jak byśmy sobie tego życzyli.
Z kolei osoby ADD i ADHD mogą mieć kłopoty z budowaniem relacji, organizacją pracy, w tym planowaniem i realizacją zadań, a także utrzymaniem porządku. Praca jest tu zgoła inna, ponieważ naszym zadaniem jest pokazanie czegoś, czego dana osoba w ogóle nie dostrzega: na przykład że istnieje związek między przyczyną a skutkiem. Albo że istnieje coś takiego jak sekwencja zdarzeń. Albo że gdy coś się dzieje, to jedna osoba jest sprawcą, a ta druga tylko biernym odbiorcą danego działania. Żeby to zauważyć, osoba z ADD lub ADHD musi spowolnić swój wewnętrzny Zegar Energii. Inaczej trudno jej cokolwiek dostrzec. Żeby jednak pracować z takim zegarem, potrzebna jest wewnętrzna motywacja. Tutaj nie wystarczy, że rodzic widzi problem. Samo dziecko musi potrzebować zmiany w tym zakresie, by uzyskać pożądany efekt.
Zdarza się też, że problemy dyslektyczne powiązane są ze zjawiskiem zwanym dyspraksją. Wówczas dziecko ma kłopot z utrzymaniem równowagi, długo się uczy jazdy na rowerze, potyka się na schodach, często upuszcza przedmioty. W młodszych latach problematyczne jest wiązanie sznurowadeł. Często dziecko nie do końca dobrze rysuje skośne linie, problem sprawiają takie litery jak W, A, Y itp. W takim przypadku stosujemy ćwiczenia koordynacyjne. Pracujemy nad utrzymaniem równowagi podczas gdy jakaś aktywność przechodzi z lewej strony na prawą lub odwrotnie, przekraczając linię środkową ciała. Z kolei poprzez powtarzanie linii skośnych tworzymy ścieżki umożliwiające powstawanie nowych połączeń mózgowych, odpowiedzialnych za takie kształty.
Jak widać, kłopoty dzieci dyslektycznych nie wynikają z lenistwa. Każdy, kto idzie do szkoły, chce być w niej dobry, chce się czymś wyróżnić. A nowa wiedza jest zwykle ciekawa. Dopóki nie okaże się, że coś sprawia olbrzymią trudność, tak wielką, że nie da się jej pokonać ani w ciągu pierwszego tygodnia, ani w ciągu miesiąca. Nauczyciel nie ma czasu się na nią pochylić, ponieważ obok w klasie siedzi wielu innych uczniów. Albo dotrzymasz kroku, albo nie. Dziecko dzień po dniu obserwuje, jak bardzo odstaje od reszty i coraz szybciej traci motywację. Naszym zadaniem jest dać mu tyle wsparcia, by pokonał trudności i już bez żadnych przeszkód wykorzystał swój prawdziwy potencjał.