W tym dziale można znaleźć odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania – zapoznanie się z nimi może przybliżyć Państwu metodę Rona Davisa. Zachęcamy do uważnej lektury. Jeśli nie znajdą Państwo odpowiedzi na nurtujące pytanie proszę o kontakt telefoniczny.
Metoda Rona Davisa w pytaniach i odpowiedziach
Nie, dysleksja nie jest chorobą, tylko innym sposobem postrzegania rzeczywistości. Z tego powodu zajęcia, które prowadzimy nie są terapią, tylko treningiem.
Dyslektyk uczy się, jak radzić sobie z umownymi symbolami takimi jak litery i cyfry, bo właśnie te kłopotliwe dla dyslektyków znaki stanowią podstawę edukacji szkolnej. Wszystkie problemy da się pokonać, wymaga to jednak zaangażowania i specjalnego podejścia. Dyslektycy posiadają niezbędny potencjał, by sobie z nimi poradzić, ponieważ już na etapie diagnozy w poradni psychologiczno-pedagogicznej sprawdza się ich inteligencję. Każdy, kto uzyskał orzeczenie o dysleksji, musiał być wcześniej przebadany pod kątem IQ i uzyskać wynik świadczący o tym, że jest osobą spełniającą normy lub często po prostu je przekraczające.
Każdy z nas może wskazać zapewne w swoim otoczeniu osoby, które w szkole miały problemy z dysleksją, ale nauczyły się sobie z nimi radzić i a teraz świetnie radzą sobie także w życiu zawodowym.
Opinia nie jest konieczna. Metoda Rona Davisa pomaga wszystkim – czy to osobom z dysleksją, czy też takim, które chcą po prostu nauczyć się sprawniej radzić sobie z problemami szkolnymi.
Niemniej dla dyslektyków uzyskanie takiej opinii jest bardzo przydatne w procesie edukacji, ponieważ każde dziecko, napotykając jakąś trudność, potrzebuje pozytywnej informacji zwrotnej, odpowiedniego tempa pracy, indywidualnego podejścia. Opinia w tym pomaga. Z tego względu niezależnie od tego, czy rodzic zdecyduje się na pracę metodą Rona Davisa czy też nie, warto ją mieć. O ile na samej opinii nie zakończymy naszej pracy.
Nie. Każdy może przejść pełen proces i uzyskać tak samo dobre rezultaty. Z metody tej korzystają dzieci, młodzież i dorośli.
Osoby dyslektyczne myślą obrazami. Dzięki temu myślą około 10 tysięcy razy szybciej niż osoby, które obrazów nie używają. Polega to na tym, że gdy dyslektyk spotyka problem, którego nie rozumie, wyobraża go sobie z różnych perspektyw i dzięki temu błyskawicznie znajduje rozwiązanie. Jednak to samo myślenie w przypadku umownych znaków takich jak litery czy cyfry, nie działa. Dyslektyk widzi litery do góry nogami, czyta wyrazy od końca do początku albo zaczyna od środka.
Metoda Rona Davisa polega na tym, że uczymy dyslektyków uspokoić wyobraźnię na czas czytania. To oczywiście tylko pewien etap pracy, ponieważ problemy dyslektyczne są różne i wymagają specjalnego podejścia do każdego z nich. Ogólnie jednak zaczynamy właśnie od uspokojenia biegającej wyobraźni.
Dyslektyk – jak już powiedzieliśmy – myśli obrazami, a to oznacza, że ma kłopot z pojęciami, które nie posiadają swoich odpowiedników w rzeczywistości. Na przykład nie da się obejrzeć pojęcia „wkrótce”, „zatem”, „skoro” itd. Jak takie „skoro” miałoby wyglądać?
Rodzice uczniów dyslektycznych zwykle się dziwią, jak to jest możliwe, że dziecko może przeczytać długi wyraz, taki jak „samochód”, ale będzie miało kłopot z krótkimi słowami takimi jak „ani”, „czy”, „lub”, które powinny być przecież łatwiejsze! Właśnie dla dyslektyka są trudniejsze. Wyrazy te w żaden sposób nie wiążą się z obrazami utrwalonymi przez lata w pamięci.
Nasza praca z plasteliną polega na tym, że dyslektyk wykleja samodzielnie model 3D danego słowa. Nie jest to prosta sprawa. Trener uczy, jak tego dokonać. Na przykład w modelu słowa „jest” możemy wykleić dwa talerze: jeden pusty, a drugi z ciastkiem. Otaczamy pętlą talerz z ciastkiem, ponieważ tam ciastko „jest”. Pod modelem umieszczamy odpowiedni podpis. Chodzi o to, by dana osoba osobiście stworzyła taki obraz, do którego będzie mogła powracać jej wyobraźnia podczas czytania. Model musi być samodzielną pracą. Ani trener ani rodzic nie mają prawa nawet dotknąć powstającego modelu. Ron Davis jest pod tym względem bardzo rygorystyczny.
Niekoniecznie. Zwykle nie. Najczęściej jest to problem zbyt szybkiego tempa, w którym osoba z dysgrafią przystępuje do procesu pisania. Dopóki uczeń nie zaakceptuje faktu, że w przypadku pisania wolniej znaczy lepiej, dopóty mamy problem.
Często przydają się tu też techniki relaksacyjne. Przede wszystkim jednak stosujemy specjalne metody, pozwalające w świadomy sposób zarządzać wewnętrznym zegarem energii. Przyśpieszać go lub zwalniać, w zależności od potrzeb, a konkretnie od rodzaju naszej aktywności. Inne ustawienie zegara jest nam potrzebne, gdy czytamy albo piszemy, jeszcze inne, gdy biegamy albo szykujemy się do snu. Osoby z dysgrafią często piszą przy tym samym ustawieniu zegara, przy którym grają w piłkę na boisku albo biegną rano do szkoły.
Trzydzieści godzin pracy z trenerem, rozłożonych na pięć dni, a potem do około osiemdziesięciu godzin pracy w domu z rodzicem lub inną osobą wspomagającą proces. Rodzic musi być obecny przynajmniej na części zajęć, żeby nauczyć się, jak pracować z dzieckiem. Idealnie byłoby, gdyby mógł obserwować pracę trenera cały czas.
Dla nas istotne jest, by rodzic nie tylko nauczył się metody, ale także zobaczył, jak ważny jest jego spokój podczas pracy dziecka. Dla rodziców dzieci dyslektycznych, które mają wiele problemów szkolnych, jest to szczególnie trudne, bo zwykle praca domowa pochłania mnóstwo czasu i już około środy lub czwartku wszyscy są bardzo zmęczeni. Jednak w przypadku dysleksji spokój rodzica i jego pozytywne nastawienie to podstawa.
Nie. Rodzic poznał sposoby pracy z jego własnym dzieckiem, a problemów jest bardzo dużo i techniki są różne.
Dlatego metoda Rona Davisa objęta jest licencją, mogą ją stosować tylko osoby, które przeszły specjalistyczne, trwające około dwóch lat szkolenie, prowadzone przez osoby posiadające do tego uprawnienia. Najbliżej miejscem takich szkoleń są Niemcy i Wielka Brytania.
Ron Davis jako dziecko był chłopcem dyslektycznym, a także autystycznym. Nie czytał, nie pisał, nawet nie mówił. Lekarze stwierdzili, że to wynik uszkodzenia mózgu podczas porodu – zastosowano bowiem poród kleszczowy. Nikt nie zajmował się więc jego terapią. Dopiero gdy miał siedemnaście lat, przeprowadzono badanie i oznaczono jego IQ na poziomie 137. Wtedy lekarze stwierdzili „O, mój boże, on jest inteligentny! Musicie nauczyć go mówić i czytać!”. W tym czasie zajmowali się tym logopedzi i Ron nauczył się mówić. Jednak wciąż był kłopot z pisaniem i czytaniem.
Ron zapamiętał ze szkoły wygląd liter. Lepił je w glinie i pytał braci, jak się dane znaki nazywają. W ten sposób opanował alfabet, ale nikt o tym nie wiedział, gdyż nie znał go po kolei. Zajął się jednak pojęciami abstrakcyjnymi, które także lepił, tworząc dla nich specjalne modele w glinie, będące ilustracją znaczenia.
Wykleił tysiące takich słów. Samodzielnie nauczył się pisać, czytać, skończył studia inżynieryjne. W wieku 27 lat ponownie wykonano test IQ. Wynik wzrósł do 169. Ron dobrze wiedział, że powodem jego problemów nie mogło być uszkodzenie mózgu, skoro potrafił sobie z nimi poradzić. Zastanawiał się, gdzie tak naprawdę tkwi przyczyna i tak powstała jego metoda, u której podstaw leży praca z dezorientacją oraz z tworzeniem obrazów mentalnych dla znaków i pojęć abstrakcyjnych.
Obecnie metoda Rona Davisa ma swoje centra na całym świecie, posiada naukowe badania potwierdzające jej skuteczność, istnieją nawet całe szkoły prowadzone ta metodą. Ron zajął się również pracą z dziećmi autystycznymi, gdyż jego zdaniem jest to ten sam kłopot powodowany dezorientacją, co w przypadku dysleksji, tylko występujący w większym natężeniu. W Polsce ukazały się dwie książki Rona Davisa „Dar dysleksji” oraz „Dar uczenia się” nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka.
Jeśli problemy z czytaniem i pisaniem nie są związane z uszkodzeniami fizycznymi, metoda Rona Davisa ma 96 procentową skuteczność. Ogromną rolę podczas procesu ma motywacja, ponieważ praca z korekcją pisania, czytania, liczenia lub nadpobudliwości wymaga czasu.
Pierwszy dzień jest decydujący. Jeśli dziecko nie będzie chciało pracować tą metodą, rodzic nie płaci.
Tak. Osoby z epilepsją, przyjmujące na stałe leki, nie powinny stosować tej metody, gdyż praca z wyobraźnią, wzmocniona środkami chemicznymi, może stymulować ataki. Rodzice na wstępie są zawsze pytani o epilepsję i leki.