Czytanie od lewej do prawej to nie jest zwyczaj, który osobom z dysleksją przychodzi naturalnie. Dyslektykowi o wiele ciekawsze wydaje się patrzenie na wyraz jak na drzewo w parku. Wszystko jedno, czy zaczniesz od prawej, od lewej czy też od środka. Co z tym zrobić?
Przyczyn przekręcania wyrazów jest wiele
Zacznijmy od tego, skąd właściwie bierze się taki sposób czytania.
- Pierwsza przyczyna jest taka, że dyslektyk chce sobie od razu wyobrazić, co widzi, ZANIM zdąży to zdekodować, czyli po prostu przeliterować, poskładać i odnaleźć znaczenie. Jego wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach, w tempie błyskawicy. Litery wydają się dość nudne, żmudne, mało atrakcyjne… więc trzeba tu coś dostawić, dobudować, pokombinować. Nasz dyslektyk stara się czytać, ale jego wyobraźnia jest od niego silniejsza i robi w tym czasie swoje, a najczęściej wiele rzeczy naraz!
- Druga przyczyna związana jest z maskowaniem trudności. Jeśli się zgaduje, to jest szybciej, a zatem efektywniej. I znowu nieważne, że nasz dyslektyk może mieć na ten temat inne zdanie. Jego podświadomość upiera się, że da radę, trafi z tym zgadywaniem tak, że będzie pasowało i nikt się nie zorientuje. Gra wydaje się więc warta świeczki.
- Kolejna sprawa to uciekanie od zajęć nielubianych. Jeśli masz z czymś kłopot, to tego nie lubisz. A kiedy czegoś nie lubisz, to chcesz to skończyć jak najszybciej. No to przyśpieszasz, przeskakujesz, wszystko jedno czy z sensem lub nie (ten sens da się przecież dosztukować), byle do brzegu.
Czy dyslektyk o tym wie?
Oczywiście, te sprytne sposoby są skuteczne tylko czasami. Ogólnie takie czytanie się nie opłaca.
Kłopot jest jednak taki, że dyslektyk nie wie, jakie procesy zachodzą w jego głowie i dlaczego woli ślizgać się po wyrazach, niż czytać je naprawdę. W dodatku przez lata wypracował sobie pewne nawyki i prawdę mówiąc nie wyobraża sobie, jak miałby właściwie czytać inaczej. Ludzie mu coś mówią, że to ma być od lewej do prawej, ale przecież jego zdaniem tak właśnie robi… chyba?
Otóż to. Nauka czytania dla dyslektyków powinna wyglądać nieco inaczej niż w przypadku osób niedyslektycznych, którym wystarczy tyle, że poznają brzmienie liter oraz kierunek czytania. Jeśli masz w domu dyslektyka, z całą pewnością nie będzie to takie proste, jak sobie możemy na początku wyobrażać. Z kolei w szkole nauczyciele prowadzą całą klasę, dlatego nie mają czasu na indywidualne podejście.
Zatem jak uczyć czytania?
Po pierwsze okazuje się, że nawet po kilku latach nauki nie wszystkie litery są oczywiste.
Wciąż może się mylić „d” i „b”, do tego czasem dochodzi „p” oraz „g”. Tak samo trudne jest „w” i „m”. Czasem kłopot stanowi „f” w zestawieniu z „j” itp. Dyslektyk czyta w ten sposób, że obraca litery w głowie, próbując je sobie jakoś zdekodować. Tak robi ze wszystkim. Z nowym przedmiotem, który widzi po raz pierwszy, problemem, który chce rozwiązać itp. Patrzy i obraca. Z lewej, z prawej, do góry nogami.
Tymczasem litery w wyniku takich zabiegów stają się czymś innym. Od lat pracuję metodą Davisa, która ma tu swoje sposoby, by litery po prostu zatrzymać, osadzić, unieruchomić. Polega ona na tym, że wyklejamy litery z plasteliny, a następnie zastanawiamy się, gdzie są ich „brzuszki” czy inne elementy. Nazywamy, porównujemy, na przykład jak ta litera i jej ułożenie mają się do naszego ciała. Z czym nam się ten znak kojarzy, dlaczego siedzi twardo na pupie jak „a” w Times New Roman albo ma ciężką głowę jak „e” („a” i „e” też się często mylą, bo są lustrzane).
Skojarzenia mogą być różne, najlepiej, żeby wymyślał je uczeń, jednak idea jest taka, że nad każdą literą trzeba popracować, ale nie na papierze! Litery 3D, wyklejone z plasteliny, dają nam możliwość uczynienia ich prawdziwymi.
Często proponuję, by rysować litery na plecach, w powietrzu, szukać ich w książkach bez czytania itp. W metodzie Davisa chodzi o to, by symbol oswoić, zaprzyjaźnić, uczynić niejako własnym, zanim przejdzie się do dalszej pracy.
Kolejna rzecz, to łączenie liter. Staramy się najpierw łączyć dwie litery, potem trzy. Ćwiczymy aż usłyszymy, że dyslektyk nie czyta „l – a”, tylko „la”. Dodajemy dwuznaki, potem dwuznaki z samogłoskami.
Kiedy już otwieramy książkę, to bierzemy pustą kartkę, która podkreśla czytaną linię. A także drugą, mniejszą, która służy do tego, by przy pomyłkach odsłaniać wyraz od lewej do prawej. Najważniejsze, by nie literować, tylko ciągnąć, np. „piiiiłka mooojej maaałej siooostry” – wtedy tekst nie traci sensu.
No i najważniejsze. Chodzi o to, by wyobraźnia nie uciekała w inne rejony, nie zajmowała się w tym czasie klockami lego, grami komputerowymi czy zabawami z kolegami. Tu metoda Rona Davisa proponuje trzy narzędzia, które wyciszają zamęt i ułatwiają skupienie: właściwe ustawienie wyobraźni, odprężanie (czyli pracę z oddechem) i kontrolę wewnętrznego zegara energii. Nasz czytelnik ma nauczyć się, jak przejąć odpowiedzialność za to, żeby wyobraźnia skupiała się na tekście, a tempo pracy było odpowiednio szybkie, jednak nie za szybkie. Ponadto ważna jest redukcja stresu, ponieważ dyslektycy wciąż się denerwują, że coś pójdzie nie tak. Główna zasada brzmi: „zero zgadywania, zero wysiłku”.
Gdy wyrazy nie mają sensu
Czasem jednak to nie wystarczy. Im szybciej i sprawniej ktoś czyta, tym częściej uciekają mu krótkie wyrazy, które nie mają obrazu w rzeczywistości. Czasem są pomijane, czasem przekręcane. Takie jak „od” i „do” albo „przez” i „przed”. Jest ich dużo więcej: „nie”, „ale”, „z”, „w”, i”, „dla” itp. Wtedy możemy obserwować, że zdanie:
„Przez moment zapomniał o dręczącym go niepokoju, bo ucieszył się, że jego najdawniejsza towarzyszka osiągnęła swój cel”
zostało przeczytane tak:
„Przed momentem zapomniał że dręczył go niepokój (…), (…) ucieszył się z tego, że najbarwniejsza szyszka osiągnęła (…) cel”
Dyslektyka denerwują wyrazy bez obrazów, dlatego zastępuje je tym, co akurat przyjdzie mu do głowy, starając się najpierw tak przekręcić resztę słów, by utrzymać sens, ale potem w zniecierpliwieniu czytając byle jak, od środka lub jakkolwiek, byle już skończyć.
Jak długo można się starać, by to wszystko do siebie pasowało? To przecież olbrzymi wysiłek. Z tego powodu zwykle rodzice mówią, że chociaż początek czytania bywa ładny i w miarę składny, to potem jest już tylko gorzej i gorzej.
Żeby sobie z tym poradzić, nadajemy sens tym krótkim wyrazom, wyklejając z plasteliny scenki będące ich ilustracją. To bardzo ważne w metodzie Davisa. Taka praca też wymaga stosowania ćwiczeń wyciszających, by zachować spokój podczas zapamiętywania tego, co zostało stworzone. Słowo wówczas „wskakuje” do głowy, jego obraz zostaje zapamiętany i potem dany wyraz nie ucieka już z tekstu.
Dobra książka
Kolejna sprawa to dobra książka. Nowe nawyki, które trzeba stosować podczas czytania, należy utrwalić, a więc po prostu czytać. Ale nie cokolwiek, ale coś, co nasz dyslektyk uzna za ciekawe. Wybór książki czasami bywa łatwy, czasem trwa dłużej. Im starszy dyslektyk, tym trudniej dopasować literaturę, bo preferencje są już bardzo jasno określone. Młodsze dzieci bardzo lubią historie związane z biurem detektywistycznym Lassego i Mai, takie jak „Tajemnica zwierząt”, „Tajemnica cyrku” itp. Tych „Tajemnic” jest wiele. Starsze preferują takie książki jak „Zwiadowcy”, „Baśniobór”, „Dom tajemnic” itp., ale miałam też osoby, które zakochały się w Sapkowskim i jego „Wiedźminie”, „Hobbicie” Tolkiena lub w powieściach Olgi Tokarczuk (to dorośli dyslektycy).
Metoda Davisa
Metoda Davisa zakłada, że pracujemy od poniedziałku do piątku przez sześć godzin dziennie (zamiast szkoły) – z przerwami, grami edukacyjnymi oraz ćwiczeniami koordynacyjnymi poprawiającymi koncentrację. Skuteczność oceniana jest na 98 procent, trzeba jednak pamiętać, że nie wystarczy przyjechać, trzeba jeszcze kontynuować pracę w domu. Wiadomo już jednak jak to robić, żeby efekty przychodziły szybko.
Osoby zainteresowane metodą zapraszam do kontaktu.
ANITA CHMARA
Trener metody Davisa
mocdysleksji.pl
Masz pytania, zadzwoń: 607 639 262
https://www.znanylekarz.pl/anita-chmara/psychoterapeuta/bydgoszcz
1 komentarz do “DLACZEGO DYSLEKTYK PRZEKRĘCA WYRAZY?”